to dla Mamy są prezenty. ref. Kocham … Ciepły deszczyk i bzy białe, sześć całusów, piórko małe. Dobre serce, dwa rumianki, to dla Mamy niespodzianki. ref. Kocham … Szum strumyka, zieleń łąki, echo, cisza i skowronki. Lekki wietrzyk i motylki to dla mamy, to dla mamy upominki. ref. Kocham … Posłuchaj piosenki Kocham moją mamę:
– Dużo podróżowałem, bo mamy inwestycje nawet w Chinach i je nadzoruję – opowiadał przy kawie, na którą dałam się namówić. Miałam na końcu języka pytanie, czy się ożenił i chyba to wyczuł, bo stwierdził: – Mam świetną pracę i pieniądze, ale nie znalazłem jeszcze kobiety, która by mi zastąpiła ciebie!
Ale nigdy nie udaje nam się znaleźć takiego księcia czy księżniczkę, bo ktoś taki nie istnieje. Tak więc jeśli chcemy być w zdrowych związkach, to musimy zaakceptować rzeczywistość. A rzeczywistość jest taka, że każdy ma mocne punkty, każdy ma słabe punkty i musimy się nauczyć żyć razem, i nikt nie jest centrum
Chciałabym bez emocji ale denerwuję się mocno kiedy czytam takie zalecenia z ust lekarza 🙁 To wcześniejsze rozszerzanie diety może być uzasadnione ale nie jestem przekonana czy w Waszym przypadku było. to nie jest tak że podanie nowych posiłków jest szkodliwe jeśli zaczynamy pomiędzy 17 a 26 tygodniem tylko oprócz wieku dobrze
Idź, szukaj pomocy, wstań i idź dalej. Ze mną tym razem ci się uda. Podążajmy razem”. 10. Jezus z szat obnażony. Rozebrali Cię, Panie, rozebrali Cię do naga. Patrzę na Ciebie spokojny i pewny Twej nagiej prawdy. Nawet bez szat nie przestajesz być tym, kim jesteś, ponieważ nigdy nie zadałeś sobie trudu, żeby stworzyć obraz
I nie będziemy „razem ze względu na dzieci”. Bo to jest wegetacja. A my mamy jedno życie. I jestem przekonana, że tak trzeba. Więc bez względu na to czy Ty nie kochasz partnera, czy on Cię nie kocha, czy oboje się nie kochacie najlepszą decyzją jest rozstanie, bo żadne półśrodki tu nie zadziałają. A czas mija nieubłaganie.
Ale też bez definicji wiemy, że miłość to coś dobrego. To przyjaźn, szacunek. Bo kocha się za to, że ktoś ma to “COŚ”, a nie pomimo tego, że tego nie ma. “Pomimo czegoś” wcale nie musi niszczyć Twojej miłości. Ale też niech nie będzie jedynym fundamentem do budowania jej. Bo solidne fundamenty są najważniejsze.
31/08/2023 . Lucky to nasz hotelikowy gość 🐾🩵, ale niegdyś był również naszym podopiecznym 😉. Jako szczenię trafił do fantastycznej rodziny a teraz odwiedza nas na czas wakacji swoich właścicieli 🏖️. Najbliższe wolne miejsca są pod koniec września Kojcowe hotelikowanie psiaków 🐕🦺.
systematycznie się uczymy i nie ma czego zadawać. Właśnie za to kochamy naszych nauczycieli, że nas doceniają. W naszej klasie jest 18 osób ponieważ 2 odeszły rok temu i nikt nie chce się dopisać, ale to nawet dobrze, bo nam odpowiada taka ilość. Mamy w klasie dziewięć dziewczyn i dziewięciu
Nie możemy razem być, naszych uczuć ciągle kryć. chociaż oczy mówią, że. nigdy nie zapomnę Cię. Nie możemy razem być. chociaż ciężko nam z tym żyć. cały świat jest przeciw nam. gdy sięgamy nieba bram. 2.Dałaś mi wszystko za to kocham Cię.
puzi. Czasem szukamy bliskości pod jakimkolwiek pretekstem. Mówimy: "Nie jesteś głodny? Ugotowałam twoją ulubioną zupę, może wpadniesz?" To oznaka tęsknoty i pragnienie spotkania się z osobą, z którą dzieliliśmy życie. Pytanie, czy warto? W wielu przypadkach rozstajemy się, nadal się kochając i nie należy się dziwić, że niektórym tak trudno od razu zerwać kontakt Wiele osób twierdzi, że trudno się rozstaje kolejny raz, kolejny raz tracąc nadzieję na poukładanie sobie życia Czasem szukamy bliskości z tą osobą pod jakimś pretekstem - jakie mogą być tego skutki? Statystycznie co trzeci Polak rozwiedzie się lub już się rozwiódł. Nie mamy oficjalnych danych dotyczących rozstań w związkach nieformalnych, jednak obserwacja skłania nas do refleksji, że większość z nas rozstanie się lub rozstało w swoim życiu kilka razy. Sama rozstawałam się kilka razy w życiu. Były to różne rozstania - od bardzo emocjonalnych, niesamowicie trudnych, po te, po których zaczynałam od razu głębiej "oddychać". Każdy z nas także w różny sposób przeżywa rozstanie. Zależy to od tego, w jakim stopniu kochaliśmy, czy nadal kochamy partnera, jaka historia nas ze sobą łączy, ile czasu ze sobą spędziliśmy, czy mamy dzieci, wspólne kredyty - jednym słowem, wszystko, co nadawało specyfikę naszemu związkowi. Dziś przyjrzymy się rozstaniom, które do końca rozstaniem nie zawsze są. Nowe życie - nie od razu Wiele osób, z którymi rozmawiam podczas coachingu, przyznaje, że trudno się rozstaje kolejny raz, kolejny raz tracąc nadzieję na poukładanie sobie życia. Szczególnie w sytuacji, kiedy się ze sobą mieszkało przez jakiś czas, kiedy nadal żywimy do partnera uczucie. Przywiązanie stało się mocniejsze, zaangażowanie we wspólne życie silniejsze. - Myślałam, że to będzie już ten na zawsze - no nawet jeśli nie na zawsze, to na kilkanaście lat - mówi Joanna. - Myślałam, że razem będziemy mieć dziecko, rodzinę, mieszkanie. Niestety, on nie chciał tych zmian i czułam, że dłużej nie dam rady. Początek był tragiczny - całe ciało mnie bolało z fizycznego braku jego bliskości. Nie sądziłam, że coś takiego jest w ogóle odczuwalne. Nie mogłam spać. Nie jadłam za dużo. I wpadłam w jakiś irracjonalny strach, że to koniec. Że zbliżam się do czterdziestki i już nie będę miała szansy na zbudowanie rodziny, że już nikogo nie znajdę, że czeka mnie los starej panny z kotem. Tylko na koty jestem uczulona. Że jedynym pocieszycielem będzie zwierzak i kilka przyjaciółek, które mają rodziny, więc dla mnie nie znajdą dużo czasu. To trwało kilka tygodni. Nie wytrzymałam - zadzwoniłam do niego i się spotkaliśmy. Od czasu do czasu się widywaliśmy. To było takie przedłużone rozstanie, bo wciąż go kocham, ale wiem, że z nim będę coraz bardziej sfrustrowana. I to pomogło. Raz, drugi podziałało terapeutycznie. Po kolejnym spotkaniu stwierdziłam, że jestem gotowa na nowe życie. Naprawdę na nowe - dodaje. Często jest tak, że ktoś nadal kocha partnera lub bardzo był zaangażowany w związek i mimo że uczucie się wypaliło, trudno mu się tak po prostu "odciąć" z dnia na dzień. W takich sytuacjach często nie potrafimy określić, czy faktycznie chcemy się rozstać czy nie. Utrata kontaktu i brak fizycznej bliskości często powodują, że tęsknimy bardziej. Zwykle świadomość straty wzmaga w takich sytuacjach również pożądanie. I łatwo się pogubić we własnych uczuciach. Bardzo wiele par przez jakiś czas po rozstaniu jeszcze wielokrotnie się spotyka. Jednych utwierdza to w przekonaniu, że rozstanie to dobry wybór. Inni żyją nadzieją, że mimo wszystko związek przetrwa próbę. Inni mają zamęt i w głowie, i w uczuciach. Po kolejnym spotkaniu stwierdziła, że jest gotowa na nowe życie. Naprawdę na nowe - To chociaż skoszę ci trawę Radzenie sobie z rozstaniem jest trudne. Czasem szukamy bliskości pod jakimkolwiek pretekstem. Mówimy: "Nie jesteś głodny? Ugotowałam twoją ulubioną zupę, może wpadniesz?" albo "Masz nieskoszony trawnik, może ci pomogę go ogarnąć?". I to znowu jest oznaka tęsknoty i pragnienie spotkania się z osobą, z którą dzieliliśmy życie. - Bardzo tęsknię za swoją dziewczyną - za nią całą, uśmiechem, zapachem i ciepłem - żali się Mariusz. - Dużo bym dał, żeby z nią poleżeć, wtulić się w nią, poczuć ciepło, bliskość. Mi teraz bardzo brakuje przytulenia, bliskości. Pogubiłem się w tym wszystkim. Chociaż ja wiem, czego chcę, ona chce czegoś innego. Nie jest nam po drodze, mimo że nadal się kochamy, nie możemy być razem, bo oboje inaczej patrzymy na związek - twierdzi Mariusz. Sypiając z eks Kolejną sytuacją, która czasami budzi kontrowersje, jest utrzymywanie kontaktów seksualnych po rozstaniu. Czasami sami sobie mówimy, że nie powinniśmy tego robić. Czasami słyszymy to od przyjaciół "robisz sobie tym krzywdę, tylko się ranisz". Jeśli jesteśmy pewni, że niemożliwa jest wspólna przyszłość, to faktycznie należałoby się zastanowić nad tym, co dla nas oznacza nasze zachowanie. Natomiast rozumiem, jak trudno jest powiedzieć sobie "dam radę i już nigdy więcej…". A potem sytuacja powtarza się kolejny raz. Tęsknimy, nie radzimy sobie z rozstaniem, mamy znowu poczucie, że on lub ona nas jednak nadal pragnie. - Wiele razy sobie obiecywałam, że powiem mu, że to już jest koniec - wspomina Monika. - Że ja dłużej tak nie wytrzymam, od dwóch lat się spotykamy, a on nadal nie zerwał relacji ze swoją eks, z która ma jakiś dziwny, niejasny układ. Mi mówi, że jej nie kocha, ale ona nie chce zabrać rzeczy z jego mieszkania... I tak w kółko. Mnie to już doprowadza do pasji. Zawsze sobie obiecuję, że postawię ultimatum i stawiałam je już tyle razy. Raz mówię, że z nami koniec, że już nie chcę go widzieć, jak w końcu tego nie zamknie do końca, a potem jak go widzę to lądujemy w łóżku i jest bosko. Ale ja się strasznie męczę. Ta sytuacja przez tak długi czas jest nie do zniesienia, ale nie mam dość siły, żeby postawić granice i ich nie przekroczyć - dodaje Monika. *** Trudno mi doradzać w sprawie rozstań. Każdy ma inną historię, jednak ja zaufałabym własnym uczuciom, potrzebom, temu, co zazwyczaj nazywamy intuicją. Zwykle się nie mylimy. A nawet jeśli, to często te doświadczenia nam pomagają wybrać właściwą drogę - rozstać się na dobre, wrócić do siebie lub pobyć jakiś czas i sprawdzić, co tak naprawdę nas łączy. Czas zwykle wszystko weryfikuje. Może więc lepiej nie spieszmy się za bardzo z podejmowaniem ostatecznych decyzji tu i teraz. Źródło:
Wiersze o naszych rodzinach Moja rodzina to mama i tata, Choć nie mam siostry, ani brata, Nie jestem sam! Mam najwspanialszą ze wszystkich mam! Uśmiech na jej twarzy co dzień trwa, Choć często kłopoty przeze mnie ma. Słowem przygasić mnie potrafi, Ale gdy trzeba humor poprawi. Z tatą kłopotów mam bez liku, Zwłaszcza, gdy sprawdzi oceny w dzienniku. Ale gdy trzeba czas znajdzie dla mnie, Zagra w tenisa, nie wyda mnie mamie. Mam jeszcze babcię, najlepszą na świecie. Nigdzie takiej drugiej nie znajdziecie. Czasem z religii mi lekcje odrabia, A gdy nabroję za mną się wstawia. Ja mam natomiast 9 lat, Z radością poznaję świat. I powiem Wam w sekrecie, Uczę się w szkole najlepszej w powiecie. Choć mam rodzinkę małą, To mocno kocham ją całą. Moja rodzina wspaniała jest! Powiem krótko: „jest the best”! Maciej Pisarek Tata podśpiewuje dziś od rana, mama krząta się i gania. Mówi: „Szybko! Nie zdążymy!” Tata robi śmieszne miny… Brat wychodzi z miną śpiocha, nie otwiera nawet oka! I pytania wciąż zadaje: O dalekie, egzotyczne kraje… Pies, co ogon wciąż swój gania, się szykuje do śniadania. Na spacerek ją zabieram, przy okazji się dotleniam. Cały dzionek każdy z nas spędza wesoło z innymi czas… w przedszkolu, w szkole i w pracy radzimy sobie jak chojracy… Kiedy wieczór zapada, każdy przy stole siada… Wspólnie kolacyjkę spożywamy, chwaląc kulinarne dokonania mamy. Opowieści mamy wiele, w czwartek, piątek i niedzielę… Bo to czas radości, Kiedy każdy z nas w domu gości… Julia Postuła Moja rodzina 4-osobowa tata, mama, ja i mój mały brat. Zawsze wesoła i najwspanialsza na cały świat. Tata bardzo zapracowany, bez przerwy rysuje projekty. Mama cały dom sprząta i smaży smaczne kotlety. Ja chodzę do szkoły, nie mam do tego głowy. A mój brat jest przedszkolakiem i małym rozrabiakiem. Choć wspólnych chwil mało mamy, to razem się wszyscy bardzo kochamy. Kuba Cerynger Mama, tata, siostry dwie. Rano kłótnie każdy wie. Bo śniadania nie chcą zjeść i spakować nie chcą się. Ale dobra, spokój, już! Załóż buty do drzwi rusz! Znowu w szkole obydwie. Tata w pracy, mama też. I po pracy wnet do szkoły po kochane swe potwory. I już razem w domu są – lekcje szybko ukończą. A po lekcjach chwila przerwy zjemy obiad – dostaniemy trochę werwy. Szalejemy, szalejemy – czasu mało nim zaśniemy. Kot słodziaszek tuli się lecz nie dzieli się na dwie. Znowu wojna! Już to wiesz ….! Potem laptop, tablet, ale książki też. I tak dzionek mija Nam Idziemy spać dobranoc Wam. Arleta Zalewska ciocia jest kochana i przytula nas od rana. Mały Marcel ciągle chlipie, bo mu Daniel wylał picie. Jest też Loczek nasz kochany, który ciągle wcina banany. Moja babcia ciągle mówi: Chodź Makaron dam Ci buzi. A mój tatuś taki mądry, ciągle woła – bądź porządny! Bardzo kocham mą rodzinę z dumą w sercu brawa im biję. No i Dzynś mój kochany, kocur z niego niesłychany. Grześ Ławski Moja rodzina na każdy dzień: czy to poniedziałek, czy to wtorek, czy to sobota i niedziela. Moja rodzina na każdą pogodę na: burzę, śnieg, słońce czy też deszcz, ja zawsze kocham ich, a oni mnie i tak sobie żyjemy. Lecz jak nabroję to zawsze mi wybaczają, życie bez rodziny byłoby bez sensu. Moją rodzinę kocham najbardziej na świecie, bo co to za życie bez rodziny? Żadne, a inaczej mówiąc bez rodziny nie da się żyć! Nadia Rządkowska Moja rodzina jest czadowa, Ja i moje siostry to naszej rodziny połowa. Jest kochana mama i kochany tata, I mam starszego brata. A nawet mam ich dwóch, A każdy z nich to niezły zuch. Przyjeżdża też do nas dziadek, co nie nazywa się Tadek. Na imię ma Eugeniusz i niezły z Niego geniusz. Kocham moją rodzinkę i chętnie piję z nimi inkę. Karolina Rowicka Uwaga, uwaga tu opowieść się zaczyna, przedstawiam Wam bardzo – oto moja rodzina. Ja super Dawid, Mama krejzolka, Tata wciąż zajęty. Lubimy spędzać ze sobą weekendy. W naszej rodzinie mamy też Titi. Titi jest to kot znakomity. Titi rozrabia jak szalona. Gryzie, drapie to jest ona. Ja, Mama, Tata i mała Titi zawsze możemy na siebie liczyć. Dawid Jabłonka Moja rodzina choć nie jest mała, Jest bardzo miła i kochana. Tata za drzwiami z gitarą siedzi. Mama z garnkami w kuchni się biedzi. Mój brat Staś gra na tablecie. A ja? Z wierszem w pokoju siedzę. Wieczorem wszyscy razem siadamy i o dniu całym chwilę gadamy. Ujmując szczerze wszystkie te fakty Moja rodzina jest jak gość superaśny. Kajetan Majerczyk Mama, Tata no i Ja, to jest nasza rodzinka. Jeszcze Piorun mój kochany, co jest zawsze przytulany. Moja Mama jest wesoła i uśmiecha ciągle się. Gdy Ją witam pięknie rano to rozczula zawsze się. Tata mój ma srogą minę, lecz to mylne bardzo jest, Bo jest miły i kochany tak jak Piorun przytulany. No i ja Kajteczek Mały, co mam pomysł zwariowany. Raz na stole, raz pod stołem, Biegam, krzyczę, opowiadam, aż mi Mama odpowiada: Kajtku drogi! Dość tej trwogi! Bierz gitarę, no i w nogi! Do pokoju, poćwicz trochę, to Ci może wyjdą z głowy te psikusy i rozmowy. Lecz ja ciągle muszę skakać, bo to bardzo fajne jest. Ruch to zdrowie, każdy powie. Więc ruszajmy wszyscy się. Mama, Tata no i Ja, całkiem fajna ta rodzinka. Bo w rodzinie chodzi o to, aby zawsze razem być. I mieć dobry pomysł na to, żeby w zgodzie sobie żyć. Kajetan Plewnicki To nie nowinka, że moja rodzinka to: Mama, Tata, siostra, Ja i nasza psinka. Wszyscy bardzo się kochamy, Nawet z Bajką w piłkę gramy. Nasze hobby to smaczne gotowanie oraz sportu uprawianie. Na wspólne wycieczki chętnie jeździmy. Grzyby zbieramy i ryby łowimy. Nie obce nam też polskie góry, morza i piękne Mazury. Czytanie książek też nam nie obce, Bo naszym celem jest być światowcem. Muzykę również bardzo lubimy I na parkiecie chętnie tańczymy. To krótki opis naszej rodzinki nie wyłączając psinki. Marcel Kander Mama, tata, ja i siostra z nimi nie straszna żadna troska. Wszyscy w trudzie się wspieramy, razem zawsze radę damy. Gdy za oknem pada deszcz, przy rodzinie ciepło jest. Miłość nasza nas rozgrzewa, nam nie straszna jest ulewa. Bo rodzina to jest skarb, który wszystkich pieniędzy jest wart. Kacper Kucharski Moja rodzinka to mama, tata i ja, ale mam też małego czarnego psa. Rower, piłka, basen, narty oraz często wspólne żarty. Tata Robert wszystkiemu zaradzi. Mama Klaudzia dobrze doradzi. Bartosz Porzeziński Moja rodzina jest wspaniała mama, tata, siostra mała. Chociaż bywają ciężkie chwile, my wspieramy się co chwile. Tata często majsterkuję i ze mną samoloty buduje. A mamusia ma kochana, co maluje się od rana, I pracuję w pocie czoła jak zapracowana pszczoła. Jeszcze mam siostrzyczkę małą, bardzo lubię bawić się z nią rano. I mam dziadków ukochanych którzy karmią nas ciastkami. Sylwester Rokosz Moja mama jest kochana, długie włosy blondy ma. Moja młodsza siostra z rana na bębenku ciągle gra, bęc, bęc tralala, bęc, bęc tralala. A mój tatuś wieczny pracuś i w robocie siedzi wciąż. Za to ja się lubię lenić i oglądać TV czołg. Moja babcia jest skarbnikiem i rozlicza każdy grosz, a mój dziadziuś jest kochany i umowy mam z nim wciąż. Jakub Groniecki – Sasim Moja rodzina jest fajowa, zgrabna, kolorowa. Wszyscy ładnie tu gadamy i jedynek nie zbieramy. Nigdy nie ma u nas nudy, wszystko to za sprawą Kuby. Razem się uczymy i lekcje chętnie robimy. Wszyscy ciężko pracujemy i doświadczenie zyskujemy. Moja rodzina jest spoko ko, ko, ko. Jakub Stępień Ja jestem Kacper, mieszkam w Miłośnie, ciekawe co kiedyś ze mnie wyrośnie. Moja mamusia jest bardzo miła, całą Rodzinkę by wciąż karmiła. Tata w garażu spędza godziny, odkurza, sprząta i stroi miny. Mam siostrę Gosię, to mała księżniczka. Lubi się stroić jak baletniczka. Ja, mama, tata no i Gosinka to moja super fajna rodzinka. Kacper Tatarczak Moja rodzina jest bardzo fajna. A tak naprawdę całkiem zwyczajna. Wszyscy się bardzo kochamy, i zawsze o siebie dbamy. Kiedy wszyscy do domu wracamy, razem do obiadu zasiadamy. Tata uśmiecha się do mamy, i różne historie opowiadamy. A po obiedzie różne sprawy mamy, ja z bratem lekcje odrabiamy. Tata przegląda wiadomości sportowe, a mama czyta magazyny kolorowe. Kamil Pałysa Moja rodzina to ja, mama i tata, chociaż chciałbym mieć jeszcze starszego brata. Byłby moim najlepszym kolegą i przy nim nie bałbym się niczego. Mama o wszystkim zawsze pamięta, jest opiekuńcza i uśmiechnięta. Troszczy się o mnie każdego dnia, na wszystkie problemy sposoby zna. Tata jest moim najlepszym przyjacielem, od niego mogę nauczyć się wiele. Jest kochający i cierpliwy i zawsze bardzo sprawiedliwy. Filip Dachowski Mama, Tata, Siostra i Ja to moja rodzinka. Zawsze się wspieramy i bardzo kochamy. Lubimy razem się bawić. Nasza rodzinka jest bardzo wesoła, dlatego gdy pada jest z tego bardzo rada. Wtedy dobrze się bawimy: gramy w karty, różne gry, fajnie jest nam. Fajna paczka to my. Cóż, czas powiedzieć coś o mnie, mam 9 lat i chodzę do szkoły 353, mogę powiedzieć tak: Ona jest super! Interesuję się sportem. Na zakończenie – Moja rodzinka jest fajna! 😉 Kamil Sobczuk U nas w domu jest jak w kinie, Wszyscy się kochamy i nawzajem uśmiechamy. Moja Mama jest kochana, Bez Niej nudny byłby świat. Tata zawsze jest gotowy, by mi pomóc. Moja starsza siostra Zuzia, Wszystko wie jak nikt. A Marcysia, ma siostrzyczka, Trochę młodsza, jest kochana. Ja kochana, słodka i szczęśliwa, Że mam tę rodzinkę. U nas radość – to podstawa. Lubię gadać, że uwielbiam mą rodzinkę. U nas zawsze jest wesoło Wszystko dobre i wspaniałe. Zosia Łaszczuk Wszyscy od rana na twarzach uśmiechy mamy. Do siebie przez cały czas się uśmiechamy. Mama do taty, tata do mamy, ja do Mikusia i tak nawzajem. Wieczorem, gdy wszyscy kolację jemy, dobry humor jest, lecz czasem kłótnie się zdarzają. Po jakimś czasie zawsze się godzimy i od nowa się zaczyna. Moja rodzina jest kochana i bardzo kocham ją. Oliwia Modzelewska Moja rodzinka jest wybuchowa, zawsze na wszystko gotowa. Moja mama smacznie gotuje, i wszystkim w domu zawiaduje. Mój tata to wielki pracuś, a na imię ma Jacuś. I cóż powiecie na to, że już zbliża się lato. A ja jestem mądra, wiotka, słodka i powabna. Magda Rubaj Chciałbym opisać moją rodzinkę. To ja, tata, mama i Maciek, który ma zawsze fajną minkę. Tata uwielbia jeździć na rowerze Mama nas bardzo kocha i na kolana często bierze. Ja lubię czytać i chodzić do szkoły Maciuś biega po domu tak szybko jak pszczoły. Do naszej rodzinki jeszcze należy jamniczka Norka, która w koszyczku grzecznie leży. Rafał Kin Moja rodzina to tata, mama, siostra i ja. Tata całe dni w pracy siedzi, a gdy wróci na pewno na łyżwy mnie zawiezie. Mama odrobi ze mną lekcje i o kolację zapyta – najczęściej się wtedy najadam do syta. Upiecze ciasto, pogra ze mną w Monopol, a także w Chińczyka – bardzo ją kocham kiedy nie fika. Gdy moja siostra dobrze się wyśpi mam na jej temat porządne myśli . Gdy zaś obudzi się niewyspana to mam przechlapane z samego rana. O sobie niestety nic nie napiszę, bo lubię mieć na swój temat głęboką ciszę. Jarema Grabarczuk Moja rodzinka jest kochana Fajna i zakręcona mama. Jest tez zabawny tata co po kolegach dużo lata. Babcia i dziadek to biznesmeni. I jedzą dużo zieleni. Moja siostrzyczka to mała wariatka, rozchmurza mnie, połaskocze, a ja nie żałuję. Moja babcia Honoratka jest piękna, zwiewna i powabna. Maciej Bartold
Najlepsza rada jaką możesz dać kobiecie w takiej sytuacji, to aby nawet nie przyszło jej na myśl zaczynać. Proste? Niestety, gdyby to było takie proste i gdyby można było kontrolować w kim się zakochasz… a co jeśli i Tobie przydarzył się romans z żonatym? Miłością twego życia może pewnego dnia stać się mężczyzna żonaty lub będący w stałym związku. I co wtedy? Mało to przyjemne, choć na początku zapewne bardzo ekscytujące. Motyle w brzuchu, nieprzespane noce… Kochasz go nad życie, on zapewnia Cię, że również kocha Cię nad życie, ale nie może na razie zostawić żony. Powiedz, co naprawdę usłyszysz, gdy przyjaciółka powie MARNUJESZ SWOJE ŻYCIE? Bycie częścią pary jest nieprzewidywalne w skutkach, bo dynamika każdego związku jest jedyna w swoim rodzaju, bo każdy z nas jest inny. Gdy mężczyzna, z którym zaczynasz romans jest w tym samym czasie częścią innej pary, jest czyimś mężem lub długoterminowym niesformalizowanym mężczyzną, wtedy owa rwąca trzewia nieprzewidywalność może zmienić Twoje życie w chaotyczną, nieszczęśliwą grę w oczekiwanie, w której na pewno nie wygrasz. Jeśli masz romans z żonatym mężczyzną, fundujesz sobie życie, które będzie tonęło w sekretach. Może będzie o nim wiedziała Twoja najlepsza przyjaciółka, ale na pewno NIE dowiedzą się o nim znajomi czy rodzina. Większość czasu będziesz spędzać w samotności na czekaniu. A to na telefon, na esemesa, na spotkanie i możliwość spędzenia choć kilku chwil razem. Nie jesteś jego kobietą, żoną ani matką jego dzieci, a Twoje szczęście jest osadzone w wyimaginowanej przyszłości, która przede wszystkim jest niepewna. Jeśli dokładnie tak jest i właśnie Ty jesteś kobietą, która zakochała się i ma romans z żonatym, to posłuchaj, teraz najważniejsze jest TWOJE PRZETRWANIE. Aby przetrwać, poznaj kilka twardych prawd. Zanim jednak je przeczytasz, chciałabym, abyś na chwilę chociaż odrzuciła myślenie „ze mną będzie inaczej” lub „dla mnie on się zmieni”. Pierwszą prawdą jest to, że istnieje tylko 5%-owe prawdopodobieństwo, że z Tobą będzie inaczej, a prawdopodobieństwo, że on się zmieni wynosi 0%. Twarda prawda #1 Potrzeby innych (czytaj: jego rodziny) zawsze będą ważniejsze od Twoich. Jego rodzina będzie zawsze na pierwszym miejscu, i to dotyczy również, a w zasadzie przede wszystkim, jego żony. Nawet jeśli mówi o niej i o swoim małżeństwie negatywnie, to wcale nie oznacza, że jego zobowiązania wobec niej są mało ważne. Nie ma znaczenia czy mają dzieci, czy nie. On zawsze będzie czuł się odpowiedzialny za ich małżeństwo. I nie ma znaczenia czy ją jeszcze kocha, czy nie. Ich wspólne życie to także przyjaźń i wspólne grono znajomych. Jak sądzisz, jakie jest prawdopodobieństwo, że zaryzykuje ich utratę? Twarda prawda # 2 Jego życie z Tobą zawsze będzie sekretem Chcesz światu ogłosić Waszą miłość? Wykrzyczeć pełną piersią? Uwaga, to się nie wydarzy. On chce być Twoim kochankiem i przynosić Ci prezenty, ale na pewno nie chce by jego przyjaciele wiedzieli o Tobie, bo nie będzie chciał ryzykować, że dowie się o Tobie jego rodzina. Twarda prawda # 3 Nie ma znaczenia jak miłym jest chłopakiem, Ty jesteś dla niego tylko odwróceniem uwagi od szarości życia Ta prawda jest trudna do zaakceptowania, ponieważ jest obarczona ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Boli jak jasna cholera. Niestety to zdanie jest bardzo prawdziwe. Dlaczego? Bo początek romansu jest zawsze romantyczne i pikantne jednocześnie. Planowanie bycia razem jest jednocześnie fascynującym i podniecającym procesem. A dodatkowo kradzenie czasu przeznaczonego na pracę lub spędzenie w domu, aby móc uprawiać seks jest bardzo ekscytujące, a Ty możesz tę mega-ekscytację okraszoną namiętnością napędzaną libido, zbyt łatwo wziąć za miłość do grobowej deski. Za wszelką cenę nie rób tego. Już wkrótce te wykradane chwile staną się dla niego obowiązkiem, a romantyczne przerwy w jego codziennym życiu nabiorą charakteru „sprawy do załatwienia”. Twarda prawda # 4 O nie porzuci swojej żony Mniej niż 5% mężczyzn porzuca swoje żony dla kobiet, z którymi mają romans. Powody nie mają znaczenia. Zniechęcające mogą być kłopoty prawne lub finansowe związane z rozwodem, przekonania religijne, wygoda jaką daje mu małżeństwo lub chociażby to, że nadal coś czują do swojej żony czy dziewczyny. Podjęcie decyzji o rozwodzie jest bardzo poważną i trudną decyzją, jedną z najbardziej stresujących, stawianą na równi ze śmiercią bliskiej osoby i utratą pracy. Fakt pozostaje faktem mężczyźni rzadko odchodzą od swoich żon. No i nie oszukuj się, że nie uprawiają seksu ze swoimi żonami. Bez względu na to, w co chcesz wierzyć. Twarda prawda # 5 Emocjonalnie, prawnie, finansowo nie masz żadnego prawa Myślisz, że jest między wami więź emocjonalna. W rzeczywistości nie ma. Gdy romans przemija okazuje się, że nie pozostaje nic. Dlaczego? Zapewnia, że Cię kocha? Bardzo kocha? To nie stanowi przeszkody, aby podchodził do Ciebie zupełnie nie emocjonalnie. On może być wspaniałym człowiekiem, ale również jest praktyczny. Ma świadomość, że nie chce trzymać się emocji, które mogą spowodować kłopoty dla jego rodziny. Kiedy skończycie ze sobą, on bez problemu ruszy przed siebie. Twarda prawda # 6 Nie oszukuj się, że kiedykolwiek będzie TWÓJ Mówi, że kocha. Zapewne jest to prawda w najgorętszych momentach. Jednak jeśli mimo to nadal jest w związku z żoną czy dziewczyną, to nigdy nie będzie Twój. Nie znaczenia co obiecuje, ile prezentów kupuje, w ile podróży Cię zabierze. To naprawdę nie ma znaczenia. On ma już ma kobietę, żonę czy partnerkę, miłość swego życia, wobec której podjął zobowiązanie. To co się dzieje między wami jest efektem pewnych braków jakie pojawiły się w domu, w jego życiu, a które wypełniasz TY. Po słodkim randez-vous z Tobą, zamyka za sobą drzwi i odgrywa dobrego męża i Tatusia, bo przecież kocha swoje dzieci nad życie. Tylko żona nie daje mu wszystkiego czego potrzebuje, i zamiast coś z tym zrobić, dzięki Tobie ma wszystko co najlepsze z obu światów. Ma genialny seks z Tobą, smaczny obiad po powrocie do domu, a w nim kobietę, która się o niego troszczy. Ma wszystko czego potrzebuje, tyle że dostaje to od dwóch kobiet. Jak sądzisz? Dlaczego miałby dobrowolnie z tego rezygnować? On o tym bardzo dobrze wie. Wie jak to jest egoistyczne i jaką grę z Tobą prowadzi. Czasem miesiącami, a czasem latami. On ma wygodne życie, a Ty masz CO? Twarda prawda # 7 Dlaczego nadal nie odszedł od żony, nie zerwał z partnerką? Nie odszedł. Taki jest fakt. I nie ma on nic wspólnego z Tobą. Wspaniały seks jaki macie też nie ma znaczenia. Zacznij myśleć o tym z innej strony. Gdyby chciał skończyć swój związek, swoje małżeństwo, to już by to zrobił. Gdyby naprawdę Cię kochał, to już byłby co najmniej w połowie drogi. Te wszystkie piękne uczucia jakie ma dla Ciebie, są dla niego fantazjowaniem i tym samym powinny być dla Ciebie. On po prostu utracił tę iskrę ekscytacji i romansu, jaką miął na początku swojego małżeństwa, a teraz Ty mu ją zapewniasz. Umieścił Ciebie w bardzo konkretnym miejscu swojego życia, w łóżku, gdy on ma na to ochotę. Stałaś się obiektem seksualnym, kochanką, miejscem do którego ucieka, gdy czuje się znudzony. Jesteś niczym innym jak zabaweczką. Wiem, że to brzmi brutalnie, ale taka jest prawda. Przykro mi, gdy myślę, że dajemy się tak traktować, bo zasługujemy na dużo więcej. Nawet jeśli teraz myślisz sobie… ale przynajmniej mam fantastyczny seks, to też coś… Zapytam, czy naprawdę tylko tyle Ci wystarczy? Twarda prawda # 8 Jeśli Cię kocha, to dlaczego nie jest z Tobą? Chciałabym, abyś zadała sobie to pytanie i bardzo dokładnie zastanowiła się nad odpowiedzią. Zakładam, że powiedział, że Cię kocha, a przynajmniej, że zależy mu na Tobie. Więc jeśli Cię kocha, to dlaczego nie odszedł od żony? Jeżeli uważa, że jesteś tą jedyną, to dlaczego nie mieszka z Tobą? Popatrz prawdzie w oczy. Jeśli nadal nie odszedł od żony, to dlatego że NIE CHCE. Gdy mężczyźnie naprawdę zależy na kobiecie, trudno znosi choćby chwilę w odosobnieniu i nie pozwoli by cokolwiek mu przeszkodziło z nią być. Jeżeli ma wymówki, dlaczego nie możecie się znowu widzieć, to właśnie są tylko wymówki. Jak pomóc sobie? Aby ochronić siebie przed zbyt dużym bólem, przede wszystkim nie dopuść, aby stał się całym Twoim życiem. Może być tylko niewielkim fragmentem twojego życia i nigdy nie może stać się w nim ważną osobą, nawet jeśli złoży milion obietnic. Nawet jeśli masz romans z żonatym mężczyzną, musisz mieć swoje własne, niezależne życie, nie podporządkowane spotkaniom z nim. Niezależne życie uratuje Cię po zerwaniu. On ma swoje życie i Ty masz mieć swoje. Grono dobrych przyjaciół i życie towarzyskie odrębne od Twojego sekretnego życia z nim są koniecznością i Twoim obowiązkiem wobec samej siebie. Niech Twoi przyjaciele nadal wiedzą, że chcesz spotykać się z nimi regularnie. Nigdy nie odwołuj spotkań z przyjaciółmi, aby spotkać się z kochankiem. Przyjaciele są na pierwszym miejscu. A tak poza wszystkim, na pewno nie zaszkodzą ci dodatkowe randki z mężczyznami, którzy uważają Cię za kobietę atrakcyjną i godną ich uwagi. Warto, abyś popatrzyła na siebie ich oczami. Tylko od Ciebie zależy na ile pozwolisz sobie na tych randkach. Pamiętaj, że „to inne życie z żoną” jakie ma mężczyzna, z którym prowadzisz swoje sekretne intymne życie, nie jest życiem mnicha. Przeczytaj Seksualny Klucz Do Kobiecych Emocji Romans z cudzym mężczyzną będzie nieustanną jazdą na diabelskim kole, od ekstatycznych wzlotów na początku do depresji na końcu. Postaraj się nabrać trochę dystansu i ustal jakie są TWOJE priorytety w tym romansie. Do myślenia użyj głowy, nie serca. Jeśli uda Ci się zorganizować sobie własne życie, niezależne od niego, bycie „tą drugą” stanie się trochę bardziej znośne. Co robić gdy masz romans z żonatym mężczyzną?? Na początek zapytaj samą siebie. Czego Ty chcesz, bo właśnie Ty jesteś tutaj najważniejsza. Jeśli będziesz ze sobą szczera, odpowiedź może Cię zaskoczyć. Zwykle są dwie opcje. Pierwsza to naprawdę go kochasz i chcesz z nim być w pełni, na 100%, dzień i noc, w chorobie i zdrowiu, ręka w rękę. A druga opcja jest trochę bardziej pokręcona. Chcesz z nim być tylko i wyłącznie w takim układzie jak teraz, bo nade wszystko odpowiada Ci rola kobiety, która nie chce się wiązać, bo boi się bliskości. Ten drugi przypadek wymaga osobnej analizy pewnie osobnego artykułu, ale jeżeli zauważyłaś, że jest to rodzaj powtarzającego się wzorca, może warto zasięgnąć porady terapeuty. Znam w Warszawie taką, jeśli potrzebujesz polecenia, to odezwij się przez formularz kontaktowy. Zajmijmy się dzisiaj tym pierwszym. Jeśli naprawdę chcesz z nim być i chcesz wiedzieć co dalej robić, wiedzieć na bazie faktów na czym stoisz, postaw mu ultimatum. Powiedz, że Twoim zdaniem to nie fair co robi Tobie i swojej żonie, i że oczekujesz decyzji albo Ty, albo ona. To bardzo trudne, ale przynajmniej jest szansa, że zdejmie Ci to łuski z oczu. Usiądź z nim i spokojnie, bez histerii, powiedz łagodnie i zdecydowanie… Kocham cię i chciałabym, abyśmy byli razem, ale nie mogę tego kontynuować, bo to nie jest dobre dla mnie. Nie mogę się z Tobą spotykać dopóki nie odejdziesz od żony. Zadzwoń do mnie dopiero wtedy gdy powiesz jej o nas, lub gdy się wyprowadzisz, wtedy możemy się spotkać. W przeciwnym wypadku to koniec. Kiedy już go zaszokujesz nową sytuacją i będzie musiał podjąć decyzję, dowiesz się czy rzeczywiście chce, abyś była jego kobietą, czy masz na zawsze pozostać tą drugą… A pozostawanie tą drugą zawsze oznacza odmawianie sobie szansy na spotkanie mężczyzny, który będzie tylko i wyłącznie dla Ciebie, bo prawda jest taka, że Twój żonaty wybranek wypełnia miejsce, które mógłby zająć ten właściwy. Gdybym była teraz na Twoim miejscu, bardzo bym sobie współczuła. Znam to uczucie. Wiem jak bardzo ta sytuacja jest nie fair wobec jego żony, dzieci, a przede wszystkim wobec samej Ciebie. Czy jesteś pewna, że na to zasługujesz? Czytaj dalej 20 Rad Jak Zakończyć Związek z Żonatym ********************************************* Aby nie ominęły Cię następne artykuły, subskrybuj tutaj: #romanszżonatym Post Views: 106 748
Czy mama mająca pięcioro lub sześcioro dzieci coś w życiu straciła? Czy to, że jej rodzina jest wielodzietna, jest tożsame z poświęceniem? Jak w ogóle radzi sobie z codziennością, kiedy na świecie pojawia się kolejne dziecko? Wokół życia kobiet, które mają więcej niż czworo dzieci, narasta sporo stereotypów, a te rosną współmiernie ze zwyczajną ludzką ciekawością. Odpowiedzi na te, nurtujące również mnie, pytania szukam u trzech wspaniałych mam wielodzietnych. Zagadnienie wpisuje się w nasz temat miesiąca, bo czerwiec na Ładne Bebe poświęcamy wolności – stąd też tytułowa teza. O swoich dużych rodzinach opowiadają dziś: Kasia – mama czterech synów i córeczki, Maja – mama sześciorga dzieci i Paulina z piątką na domowym pokładzie. Pierwsza z nich wyznała mi: „To zabawne, bo dzięki rodzinie czuję się właśnie wolna. To jest moja droga, mój wybór, a nie opresja i ciężar” – i tak się składa, że te dwa zdania pasują jak ulał do historii każdej z trzech bohaterek. fot. Nela Dymopulos-Kusto * Paulina Chmielewska jest stylistką i mamą szóstki: 11-letniej Anielki, 9-letniej Janeczki, 7-letniego Stefana, 5,5-rocznej Helenki i 3,5-letniego Bronka, a za tydzień dowie się, jaką płeć ma jej szóste dziecko – jest w czwartym miesiącu ciąży. Masz 32 lata, pierwsze dziecko, Anielkę, rodziłaś, będąc młodziutką dziewczyną – pamiętasz, jak zareagowałaś na tę ciążę? Kiedy zaszłam w pierwszą ciążę, byłam w lekkim szoku. Miałam dopiero 20 lat, zaczęłam studia… Sama pochodzę z wielodzietnej rodziny – było nas dziewięcioro, a ja miałam sporo obowiązków, bo urodziłam się jako druga – więc nie byłam przerażona tym, jak sobie poradzę. Dzieci w moim środowisku to była normalna sprawa, rodziły się, ale żyło się zwyczajnie. To było takie ogólne zaskoczenie. Może nie spodziewałam się, że to wydarzy się tak szybko. Błyskawicznie przyzwyczaiłam się do nowej sytuacji i nie przestałam żyć. Planowałam zmianę studiów, chodziłam na imprezy. Pojawienie się dziecka to nie był dla mnie koniec świata. Twoje dzieci rodziły się mniej więcej co dwa lata, między najmłodszym synkiem a najstarszą córką jest 8 lat różnicy – jak ta załoga się dogaduje między sobą? Między Stefankiem i Helenką jest rok różnicy i długo nazywaliśmy ich bliźniakami. Byli bardzo do siebie podobni i ogromnie się kochali. Wszystko robili razem. Stefan otaczał Helenkę opieką i był dla niej bardzo czuły. Później zaczęli razem bardzo rozrabiać. Teraz Helenka bardziej trzyma z Bronkiem. Nasze dzieci łączy ogromną więź. Wiadomo, że bywa tak, że się kłócą, ale przeważnie bardzo się wspierają i stoją za sobą murem. Uważam, że oni tworzą pewnego rodzaju stado, gdzie każdy jest potrzebny i każdy ma swoje zadanie. Najstarsza Anielka jest siostrą o silnym charakterze i jednak reszta musi się jej podporządkować. Często jest tak, że wszyscy bawią się całymi godzinami razem w pokoju, niezależnie od różnicy wieku. Mało tego – bardzo często jest u nas moja najmłodsza siostra Weronika, która jest w tym samym wieku co Anielka. Można powiedzieć, że też należy do stada. Moje dziewczyny traktują ją jak siostrę. A do tego wasze stado zajmuje jedną wspólną przestrzeń. Mieszkamy w małym domku. Nasze dzieci mają jeden wspólny pokój. Myślimy o rozbudowie i o tym, żeby zapewnić im więcej pokoi. Na razie nie chcą o tym słyszeć. Oni chcą być razem. Najbardziej lubią spać wspólnie, na materacach rozłożonych na podłodze. Stawiam, że w dużej rodzinie niezbędny jest podział obowiązków – u was też tak jest? To wam porządkuje codzienność? Tak, obowiązki są ważne, ale nie przesadzałabym z ich ilością. Ja w domu rodzinnym miałam sporo obowiązków i choć uwielbiałam moją rodzine, myślę, że było tego zbyt dużo. Moje dzieci nie mają wyznaczonych stałych obowiązków, oprócz sprzątania swojego pokoju w każdą sobotę. Reszta zależy od potrzeb dnia. Nie znoszę rutyny, lubię, kiedy jeden dzień różni się od drugiego. Dzieci robią to, o co je poproszę, a czasem same sobie wymyślają prace. Anielka np. od dłuższego czasu ma pasję kulinarną. Z początku pomagała mi i przyglądała się z ciekawością, jak gotuję obiad itp. Teraz często jest tak, że ja w ogóle nie gotuję, bo ona robi to sama z wielka przyjemnością. Poza tym często proszę dzieci o znalezienie par skarpetek, bo to jest trochę jak gra (śmiech). Wyjmują też albo wkładają naczynia do zmywarki, sprzątają sobie w szafach, zajmują się młodszym rodzeństwem, bawiąc się razem. Tego typu obowiązki. Ale tak naprawdę większość czasu się po prostu bawią i to jest dla mnie największa pomoc, którą doceniam. Co jest największym wyzwaniem w byciu mamą wielodzietną? Nie wiem, jak inne mamy, ale ja jestem osobą wysoko wrażliwą – to znacznie utrudnia sprawę w byciu mamą. Nie przeraża mnie gotowanie jak dla wojska, ubranie całej ferajny, góry prania czy pełen zlew garów. W mojej rodzinie było to tak normalne, że nie przerastają mnie takie sytuacje. Najgorsze dla mnie jest przebodźcowanie. Zbyt duży hałas, który po jakimś czasie staje się nie do zniesienia. Ale umiem sobie z tym radzić. Znam swoje granice i nie przekraczam ich. Na szczęście mam świadomość, że nie mam dzieci sama ze sobą, tylko z moim kochanym mężem, który też doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Kiedy wiem, że mój limit się wyczerpał, bez wyrzutów sumienia wychodzę się regenerować. Robie różne rzeczy. Czasem potrzebuję po prostu chwili samotności. To ładne osiędbanie. Wyjeżdżacie na wakacje albo wychodzicie dokądś całą ekipą? Oczywiście! Wyjeżdżamy z dziećmi wszędzie, gdzie tylko możemy. Byliśmy parę razy w Chorwacji z przyjaciółmi, którzy też mają piątkę dzieci, i mieszkaliśmy w jednym domku. Jeździmy też z dziećmi na ferie – wszyscy jeździmy na nartach. Faktem jest, że wymaga to od nas zorganizowania – bywają momenty, gdy czuję, że mnie to przerasta. Najczęściej wtedy, gdy kolejny raz ktoś zgubił rękawiczkę, czy nie wie, gdzie jego czapka bądź buty… Ale nigdy nie jestem w tym sama. Mój Tomek świetnie ogarnia, kiedy ja nie domagam. Jesteśmy w tym razem. Właśnie, na swoim koncie na IG napisałaś: „Często piszecie, że jestem niezwykła. Ogarniam piątkę dzieci, chodzę na siłownie czy balet, i jeszcze do tego spełniam się zawodowo. A ja Wam powiem, że to gówno prawda”. No to jaka jest ta „niegówniana” prawda? Fakt. Pokazuję ludziom na Insta, że można zrobić to, czego się pragnie, mimo że ma się dużo dzieci. Że to zależy od nas i od tego, co zrobimy, aby to osiągnąć. Matka nie musi być kobietą zamknięta w domu, rezygnującą ze wszystkiego, co ją otacza. Nie przestaliśmy z Tomkiem żyć. Kiedy trzeba, jesteśmy z dziećmi, robimy z nimi wszystko to, czego potrzebują, ale jeśli jest możliwość, korzystamy z tego i chodzimy na imprezy, spotykamy się ze znajomymi. Jesteśmy fanami kina niezależnego i nie przepuścilibyśmy okazji, żeby pójść na dobry festiwal filmowy. Nie przeprowadziliśmy się na wieś. Wręcz przeciwnie – mieszkamy prawie w centrum miasta, bo to kochamy. Uważam, że niezależnie od wszystkiego trzeba żyć tak, jak się lubi. Ale też wybrałaś bycie mamą przy swoich dzieciach. Oczywiście, chcę być taka mamą, która towarzyszy dzieciom w większej części ich życia. Natomiast w ogóle nie uważam, aby to oznaczało, że muszę odcinać siebie od świata. Kiedy budzi się we mnie pragnienie, że chcę mieć lepszą kondycję, czy poprawić swój wygląd, bo coś mi nie pasuje, to szukam czegoś, co mi w tym pomoże i realizuję to. Kiedy uświadomiłam sobie, że kocham tańczyć i że właściwie żałuję, że nie mogłam rozwijać tej pasji od dziecka, to znalazłam sobie szkołę i w wieku 30 lat zaczęłam tańczyć balet – to sprawia mi ogromną przyjemność! Kiedy dostaję propozycję zrobienia kostiumów do filmu i czuję, że tego pragnę, nie szukam wymówek, tylko organizuję wszystko tak, aby to zrealizować. Fajne jest to, że dzielisz się na IG wszystkim – sukcesami i słabszymi momentami, jak tow życiu bywa. Pokazuję na instagramie, żeby udowodnić matkom czy w ogóle dziewczynom, że możemy być wolne i możemy robić to, czego pragniemy. Chcę je zmotywować. Ale, kiedy słyszę ciągle, że jestem taka świetna, że tyle ogarniam, że się realizuję, że mi zazdroszczą, bo one nie dają z niczym rady, to mówię im jasno, że ja też nie ogarniam. Przez większość czasu jestem mamą siedzącą w domu z dziećmi. Często chodzę brudna, mam gorsze dni, kiedy nic mi się nie chce. Mam momenty zwątpienia, gdy wydaje mi się, że minęłam się z powołaniem. Jestem jak każda z was. Ale mam pragnienia i świadomość, że jeśli wyjdę z tego domu, zrobię coś dla siebie, to będę szczęśliwa, bo nasze głowy potrzebują ochłonąć. I wtedy zawsze wiem, że największe szczęście daje mi rodzina. Spotkałaś się kiedyś z nieprzychylnymi komentarzami ze strony krewnych, znajomych albo nieznajomych, dotyczącymi waszej wielodzietnej rodziny? Ludzie w zasadzie w większości się raczej dziwią, czasem fascynują. A czasem myślę, że mają nas za wariatów. Zdałam sobie sprawę, że duża liczba dzieci, która dla mnie była zawsze czymś normalnym, jest dla innych abstrakcją. Wiem, że moi rodzice doświadczyli ogromnego prześladowania ze strony najbliższych, co było przez lata uciążliwe i bolesne. Kiedy zaczęliśmy dorastać, okazało się, że ci sami ludzi lgną do nas jak do nikogo innego i są dumni i szczęśliwi z takiej rodziny. To, co wymaga trudu, daje też w przyszłości owoce. Bywa, że ludzie rzucają w naszym kierunku jakieś docinki, ale ja to raczej obracam w żart i wychodzi zawsze śmiesznie. Rodzice nas wspierają, chodź teściowie musieli się trochę przyzwyczaić. Na początku byli dość zszokowani, ale teraz nie mogą żyć bez wnuków, pomagają nam i cieszą się na nowe dziecko. Co jest najlepszego w byciu mamą w dużej rodzinie? Dla mnie cudowne jest to oczekiwanie na nowego człowieka. Fascynuje mnie to, że będziemy mieli nowego członka rodziny, który jest naszą wspólną częścią. Myśle o tym, jaki będzie, jak będzie miał wyglądał – to jest coś niesamowitego! To nowe życie – zawsze myślę o tym, że gdyby nie ta decyzja, nie mógłby uczestniczyć w tej pięknej przygodzie życia. Mój pradziadek Wincenty był dwunastym dzieckiem, często myślę, że mogłoby go nie być – mało kto ma tyle dzieci. Gdyby nie ta decyzja, nie byłoby mnie, mojej rodziny. To wszystko jest bardzo skomplikowane i bardzo piękne. To tajemnica życia. Piękna w byciu mamą wielodzietną jest ta inna rzeczywistość, która mnie otacza na co dzień, to życie stadne, w którym nie skupiasz się na szczegółach, tylko na najważniejszych rzeczach. Dzieci stają się szybko samodzielne i hartują się do życia. Najpiękniejsze jest właśnie móc się temu przyglądać – jak dorastają, jak rodzina się rozrasta, staje się silniejsza. A ty jesteś tego częścią i bierzesz w tym udział. Miłość w rodzinie wielodzietnej się mnoży, a nie dzieli. Pięknie dziękuję za rozmowę! fot. Nela Dymopulos-Kusto * Kasia Niedźwiedź Szałajko jest dziennikarką i mamą piątki – miesiąc temu jej czterej synowie: Józef (11 lat), Emil (7 lat) i bliźniaki Tytus i Wilhelm (5 lat) przywitali na świecie siostrę Jagienkę. Od ładnych paru lat byłaś „matką synów”, aż na świat przyszła Jagienka. Była wyczekiwaną córką? Bardzo dobrze czułam się zawsze w tej roli. Na swoim miejscu. Nigdy nie cierpiałam, że nie mam córki. Mam świetnych synów, każdy jest inny, ciekawy, intrygujący. Więc jakiejś szalonej tęsknoty za córką nie miałam… aż do chwili, kiedy okazało się, że nasze kolejne dziecko to dziewczynka. Wtedy bardzo zatęskniłam za tą konkretną dziewczyną. Poczułam, że przyjdzie do nas w odpowiednim momencie. I tak właśnie jest. Przyniosła ze sobą łagodność. Teraz jesteśmy w komplecie. Kiedyś w wywiadzie powiedziałaś: „Dojrzewałam do macierzyństwa. Najpierw miałam jedno dziecko, w którym się strasznie zakochałam”. Jak się miało to zakochanie przy narodzinach kolejnych synów? To jest zawsze osobna historia. Nigdy sztampa. Nowy wspaniały człowiek. Nowe życie. I nowa buzująca na lewo i prawo miłość. Przy bliźniakach – totalne emocjonalne szaleństwo. Endorfiny w zenicie. A im jestem starsza i więcej jako matka przeszłam, tym bardziej potrafię rozkoszować się tą chwilą, nie rozglądać na boki. Z kolejnym dzieckiem dodatkowo cieszy, że ta miłość tak pączkuje. Wiem na pewno, że nie można dać swojemu dziecku nic wspanialszego niż rodzeństwo. Choć to nie było tak, że od zawsze chciałam mieć piątkę dzieci. To był proces, no i troszkę poszłam na skróty, dzięki bliźniakom. I tym sposobem masz na domowym pokładzie 4 synów, a do tego męża – nie ma co ukrywać, że to chłopacki świat. Jak ci w nim jest jako – do niedawna – jedynej kobiecie? Ach, doskonale. Zawsze dobrze dogadywałam się z chłopakami! Jako dziecko biegałam z nimi po drzewach i trzepakach. No, to biegam dalej. Męski świat ma swoje jasne zasady, jest czytelny. My, kobiety, jesteśmy nieco bardziej… hmmm, skomplikowane. Ale chociaż jestem w mniejszości we własnym domu, nigdy nie czułam się zdominowana. Bo też szczerze mówiąc, nie postrzegam świata przez pryzmat płci, tak jak z mężem nie dzielimy domowych czynności na damskie i męskie. Uzupełniamy się, bo każdy jest dobry w czym innym. Chłopaki widzą, że facet też ugotuje obiad, wyrzuci śmieci czy umyje podłogę. Jego życiowym celem nie jest kopanie piłki. Czy chłopcy wspierają was w tej codzienności? Mają swoje obowiązki? Jesteśmy drużyną, w domu każdy jest pełnoprawnym zawodnikiem, to nie książęta obsługiwani przez rodziców. Nie wpuściłabym przyszłych synowych na taką minę (śmiech). Staramy się szybko usamodzielnić chłopców i wymagać od nich (oczywiście według ich możliwości i OCZYWIŚCIE bywa to niełatwe). Dbają o dom i siebie nawzajem. Starsi pomagają młodszym. Szybsi muszą poczekać na wolniejszych. A teraz doszła malutka Jagna. To niesamowite patrzeć, jak starszy brat sam z siebie zmienia siostrze pieluszkę, albo nosi na rękach i śpiewa kołysankę. Myślę sobie wtedy, że może być z niego dobry ojciec. Że to jest naturalne. Że duża rodzina pozwala otworzyć się na drugiego człowieka, jego potrzeby. Relacje między rodzeństwem w takiej ekipie są wielopłaszczyznowe. Wszyscy staramy się coś z siebie dawać innym. Branie jest zdecydowanie mniej ekscytujące. Jeden z waszych synków walczył z chorobą nowotworową. Jak jego bracia sobie z tym radzili? To był trudny czas dla całej rodziny. Ekstremalnie. Ale też jednoczący. Szukaliśmy wtedy oparcia w sobie nawzajem. Chłopcy bardzo to przeżyli, każdy trochę inaczej. Jeden potrzebował więcej przytulania, drugi rozmowy, trzeci czasu tylko z nim. Trochę szybciej dojrzeli, wiedzieliśmy, że musimy porządnie to z nimi przegadać, żeby nie zostali z tym sami. Ale dzieci zawsze w takich chwilach patrzą na rodziców. My wierzyliśmy, że dopłyniemy do brzegu. Dzięki temu nasi synowie czuli się bezpiecznie. A z naszej onkologicznej izolatki, podczas odwiedzin braci, czasem można było usłyszeć beztroski dziecięcy śmiech. Nasz syn wygrał tę batalię, więc ta lekcja była dla nas łatwiejsza do dźwigania. Ale była krzyżem. Dźwigaliśmy go wszyscy razem, ramię w ramię. Wiesz, jaki nasuwa mi się wniosek? Że jako mama piątki nie masz ani mniej, ani więcej zmartwień, które matki miewają generalnie. Opowiedz jeszcze o twojej pracy – jesteś dziennikarką, a to często zawód-wyzwanie. Udaje ci się godzić pracę z ogarnianiem domu? To kompromisy czy raczej wyrzeczenia? Nigdy bym siebie nie podejrzewała o taką wielozadaniowość. Dostałam ją w prezencie, w pakiecie z dużą rodziną. Z królowej chaosu zostałam mistrzynią logistyki (śmiech). Rodzina mnie też nauczyła odpuszczać. Wybierać to, co ważne. Znosić bałagan, pokochać gwar, dzielić uwagę, łączyć potrzeby, nie przejmować się bzdurami. Realizuję się zawodowo, choć nie działam już w tzw. głównym nurcie – odpłynęłam z niego na własne życzenie. To mi pasuje. Ale oczywiście łączenie tych ról czasem wymaga też ostrej gimnastyki, z wypełniania obu weryfikowana jestem natychmiast – na szczęście dzieci nie są w tym temacie bezwzględne. I tak samo dobra bywam w ogarnianiu, jak i nieogarnianiu. I oba są immanentnie wpisane w macierzyństwo. Co jest największym wyzwaniem w byciu mamą wielodzietną? Czasem po prostu codzienność. Wyzwaniem bywa dla mnie logistyka, pogodzenie potrzeb wielu osób (także własnych), czasem wyzwaniem jest cierpliwość. Każda matka ma swoje Kilimandżaro, bez względu na to, czy ma jedno, czy kilkoro dzieci. Ale ja wiem na pewno, że duża rodzina jest też ogromnym wsparciem (co pokazał czas pandemii, przetrwać taki czas razem jest łatwiej). Poza tym nie wiem jeszcze wszystkiego o swojej wielodzietności – najstarszy syn ma dopiero 11 lat, pewnie jeszcze dużo przede mną. Sytuacja jest dynamiczna. Spotkałaś się kiedyś z nieprzychylnymi komentarzami ze strony krewnych, znajomych albo nieznajomych, dotyczącymi waszej wielodzietnej rodziny? Raczej incydentalnie i nigdy wprost. Drażniące jest wypatrywanie deficytów u naszych dzieci. Niektórzy są przeświadczeni, że w dużej rodzinie musi dzieciom czegoś brakować – miłości, uwagi, czy dóbr materialnych. Nam się wydaje, że jest wręcz odwrotnie. Miłość dzieli się naturalnie i dla każdego jej wystarcza, nasze dzieci są otwarte, łatwo nawiązują relacje, nie giną w tłumie zahukane przez rodzeństwo. Dajemy im dobrą edukację, dbamy o ich czas wolny, pokazujemy świat. A jeśli chodzi o posiadane dobra… cóż, aktualnie pracujemy nad ich ograniczeniem. Wobec tego tym, którzy wypatrują deficytów, powiedz, co jest najlepszego w byciu mamą w dużej rodzinie? Och, profity są bardzo konkretne. Na przykład poranne zbiorowe przytulanie, wielość nosków do całowania, satysfakcja, kiedy dzieciaki nie są zainteresowane telewizorem, tabletem czy smartfonem, bo wolą bawić się i razem szaleć z rodzeństwem. Patrzę sobie często na nich i myślę: „kurcze, mają superdzieciństwo”. Piękne dzięki za rozmowę. Trzymajcie się ciepło! * Maria „Maja” Śpikowska – mama Jeremiasza (7,5 roku), Noemi (6 lat), Samuela (5 lat), Borysa (3,5 roku), Stasia (2 lata) i Niny (9 miesięcy). Prowadzi bloga Mamajastado i profil @mamajastado na Instagramie. Razem z mężem prowadzą firmę Ale napis, w której spełniają swoje marzenia i projektują szyldy reklamowe. Pamiętasz przyjście na świat pierwszego dziecka? Urodziłam Jeremiasza, gdy miałam 23 lata, i miałam masę wyobrażeń na ten temat. Kojarzysz memy „Wiesz wszystko na temat dzieci, dopóki nie masz własnych”? To jest o mnie! (śmiech). Przy pierwszym dziecku wydawało mi się, że jestem bardzo świadoma macierzyństwa, że jestem świetnie przygotowana do porodu, bo przecież przeczytałam „W głębi kontinuum” i wiele innych książek, które podsunęły mi koleżanki. Do tego moja mama rodziła w domu i w latach 90. była w organizacji La Leche League – walczyły z dziewczynami o normalizację karmienia piersią i pomagały podobnie jak doradczynie laktacyjne dziś. Jako dziewczynka dorastałam w atmosferze tego, że poród to coś wspaniałego, że karmienie piersią to coś normalnego, a jako nastolatka oglądałam książki ze zdjęciami z porodów. Wydawało mi się, że wszystko wiem, natomiast moja pierwsza ciąża była przenoszona 2 tygodnie. I było wywoływanie porodu… Tak, oksytocyna, wywoływanie porodu – było tu dużo ingerencji lekarzy. Dziś myślę, że lekarze pomogli mi przejść przez bardzo ciężki poród, ale to zderzenie moich wyobrażeń z rzeczywistością było niełatwe. Okazało się, że nie potrafię sama rozmawiać z lekarzami i walczyć o swoje prawa. Miałam zaprzyjaźnioną położną, ale nie wszystko szło po mojej myśli. Z każdym kolejnym porodem czułam się lepiej przygotowana – to się zmieniło na plus. Przy czwartym dziecku miałam już taką fajną pewność siebie, że gdy neonatolog powiedział, że nie mogę iść na USG z dzieckiem, odparłam: „Właśnie, że mogę, proszę pana! Takie są moje prawa”. I poszłam. Przepisy i procedury szpitalne się nie zmieniły, ale wzrosła moja świadomość. Doświadczenie to złoto. Od czwartego dziecka nikt mi nie fikał (śmiech). Jak dzieciaki odnajdują się w waszym, jak to ładnie nazywasz, stadzie? Wspominasz, że czasem bywają „wolontariuszami” i pomagają w domu. Opiekują się sobą? Nie mamy tak, że któreś dziecko jest odpowiedzialne za konkretnego brata czy siostrę, to raczej potrzeba chwili. Jeśli muszę wyjść do łazienki, proszę Noemi, żeby spoglądała na najmłodszą Ninę, i robi to bez problemu. Zdarza się, że mówi: „Mamo, teraz nie mogę, jestem zajęta” i OK, proszę, by dała mi znać, gdy będzie wolna. Tu warto dodać, że oboje z mężem jesteśmy z rodzin wielodzietnych: ja jestem najstarsza z siódemki, a Kuba jest ósmy z jedenaściorga, więc znamy perspektywę najstarszego i najmłodszego malucha. Na tej podstawie pewne rzeczy robimy, a pewnych unikamy. Oczywiście jako normalni ludzie też popełniamy błędy wychowawcze, ale doświadczenie pomaga i nigdy nie zmuszamy starszych dzieci, żeby były odpowiedzialne za te młodsze. Nie robimy z nich opiekunek czy małych dorosłych, a jednocześnie chcemy, żeby byli wychowani w przeświadczeniu, że żyjemy w społeczności, i że mamy swoje obowiązki – jeżeli Jeremiasz nie wyładuje zmywarki, to nie będziemy mieli na czym zjeść kolacji. To jego zadanie, którego uczy Stasia – młodszy czuje się nobilitowany, a starszy dumny, że jest wzorem dla brata. A co z ubieraniem się? Wiem, że uporządkowana garderoba sporo wam ułatwia. Starsi ubierają się sami, my ubieramy tylko dwójkę najmłodszych. Borys już też nieźle sobie z tym radzi. Na pewno garderoba dzieci im w tym pomaga – każdy ma posegregowane swoje ubrania i wie, że szuflada, do której sięga jest jego, a w niej jest koszyk z czystymi gatkami i skarpetkami. Ktoś mi ostatnio powiedział, że to jest bardzo Montessori, a ja myślę sobie, że coś, co ułatwi życie każdej mamie – niezależnie od tego, czy ma jedno dziecko, czy piątkę – to dostosowanie środowiska do dziecka, nie odwrotnie. Trzeba dać dzieciom żyć, ale też podać stołek, żeby mogły sobie nalać tej wody. Skoro jesteśmy przy usprawnieniach rzeczywistości, to wspomnę, że na twoim koncie na IG pysznią się kolorowe talerze ustawione na stole – czasem sześć, czasem osiem. Jak wygląda przygotowanie posiłku dla takiej załogi? Przecież każdy ma swoje preferencje smakowe, a do tego dochodzą nietolerancje pokarmowe! Nasze dzieci nie mają uczuleń i nietolerancji, jedzą gluten i białko. Być może to wynika z tego, że nie stosujemy przetworzonej żywności – poza sytuacjami awaryjnymi. Po prostu nam się to nie opłaca, bo jedzenie jest pakowane w porcje dla mniejszych rodzin. Robię po prostu większe zakupy. Ostatnio wzbudziłam podejrzenia ochroniarza, bo wpakowałam do koszyka całą skrzynkę pomidorów, która i tak starczy nam na jakieś trzy dni. Czasem moje zakupy mogą wyglądać trochę groteskowo (śmiech). Jeśli chodzi o gotowanie, wszyscy jemy to samo. Mam bardzo prosty styl gotowania, kocham kuchnię włoską – uważam, że jest stworzona dla dużych rodzin. Sprawdza nam się też sposób wielodzietny, czyli ustawiam talerz z jedzeniem na środku stołu, a dzieci mogą wybierać, co chcą jeść. Mamy przy stole taką zasadę, że nie mówimy, że coś jest „obrzydliwe”, a jeśli maluchom coś nie smakuje, odkładają to na brzegu talerza i mówią „to nie jest mój hit”. Działa! Patrzę na twoje zdjęcia z domowego pokładu i myślę sobie: ale tam czysto! To teraz się przyznaj, czy to „kadry ułożone”, czy udaje ci się tak ogarniać dom? Bardzo lubię porządek, lubię mieć rzeczy poukładane po swojemu, i dużo czasu zajęło mi przyjęcie tej myśli, że mieszkają z nami dzieci, że mieszają wszystko i robią bałagan. Co więcej, nie oceniają tego jako bałagan. Czasami się wściekam, ale generalnie bywa tak, że mamy bałagan, ale muszę go zostawić, żeby robić coś innego, np. poczytać maluchom książkę. Muszę olać, że połowa naczyń nie jest wsadzona do zmywarki, albo połowa prania została w pralce. Przecież kolejna chwila, w której będę mogła im poczytać, może nie nadejść. Udaje wam się wychodzić gdzieś całym stadem? Pewnie, choć prawdę mówiąc, nie jesteśmy fanami wychodzenia do restauracji czy do centrum miasta, bo to nie są miejsca przyjazne dzieciom – i to nie dlatego, że mamy ich dużo, tylko generalnie. Najłatwiej jest nam jechać w przyrodę, najczęściej do lasu – tam odpoczywamy. Jeździmy jednym samochodem – mamy dziewięcioosobowego volkswagena transportera. Na wakacje jeździmy nad morze, przed sezonem (możemy unikać wiecznego odmawiania dzieciom kupowania tandetnych zabawek na straganach i jedzenia frytek dwa razy dziennie). Teraz planujemy wyjazd w góry, do naszej tajnej bazy – chatki, w której nie ma bieżącej wody, za to jest mnóstwo zwierząt dookoła, np. gdy myjesz zęby przy strudze, towarzyszą ci owce. Dzieci w przyrodzie mają totalną wolność. O, tak – w naturze wszyscy jesteśmy wolni. Z przyjściem na świat kolejnego dziecka miłość się mnoży, ale czas trzeba jednak nieco podzielić. Udaje ci się wygospodarować chwilę na „randki” tylko z jednym dzieckiem? Staramy się to robić wtedy, kiedy dzieci dają sygnał, że tego potrzebują. Czasem czuję, że mijam się z którymś dzieckiem, mimo że siedzimy przy jednym stole. To też zależy od charakteru malucha – niektóre są ekstrawertyczne, jak ich matka (śmiech), a u innych więcej się dzieje we wnętrzu i trzeba je po prostu zapytać. I nie chodzi o to, żeby jechać nie wiadomo dokąd – czasem wystarczy spacer do Paczkomatu albo 15 minut dookoła osiedla. Dla malutkiego dziecka to wystarczające, bo wtedy jest się skupionym tylko na nim. Teraz, kiedy rozmawiamy na Skype, wasze dzieci są pod opieką niani. Często korzystacie ze wsparcia? Rodzina nam czasem pomaga, ale moi teściowie mają czterdzieścioro wnucząt, a moi rodzice jedenaścioro, a do tego wszyscy pracują, więc nie polegamy na dziadkach (śmiech). Priorytetem jest dla mnie bycie mamą, ale po czwartym dziecku zrozumiałam, że jestem jedna i nie muszę być tylko mamą. To był przełom, owocny dla naszej rodziny, dla naszego związku. Kiedy muszę popracować, staramy się szukać opiekunek, najczęściej są to dziewczyny z wielodzietnych rodzin, które mają doświadczenie z młodszym rodzeństwem. Właśnie – muszę ruszyć z moim blogiem, bo już zarósł chwastami! Spotkałaś się kiedyś z nieprzychylnymi uwagami ze strony krewnych, znajomych albo nieznajomych, dotyczącymi wielodzietnej rodziny? Takich komentarzy jest bardzo niewiele – nie wiem, czy coś się zmieniło w społeczeństwie, czy my przerażamy swoim ogromem (śmiech). Odkąd mamy szóstkę dzieci, nikt nas nie zaczepiał w sposób negatywny – to się zdarzało do trzeciego dziecka. Później, kiedy czekaliśmy na czwarte dziecko, zaczęło się słynne 500 plus. Czytałam, że ludzie dokuczają rodzinom wielodzietnym, wołając za nimi „500 plus!” – nam się to nie przytrafia. Na moim koncie na Instagramie zdarzają się nieprzyjemne komentarze, ale to naprawdę promil. Za to – co ważne i ciekawe – dużo ludzi mówi nam miłe i pozytywne rzeczy, gdy spotyka nas na ulicy. Ale super! Dołączam do nich. To powiedz jeszcze, co jest najpiękniejsze, a co bywa największym wyzwaniem w byciu mamą wielodzietną? Trudne są te momenty, kiedy przez zmęczenie fizyczne zgubi się przekonanie o tym, kim się jest. Z macierzyństwem jest jak z pracą – może być twoją pasją, ale możesz się też wypalić, i ja się czasem wypalam. To jest sygnał, że muszę się zaopiekować sobą. Jak w samolocie, kiedy najpierw zakładasz maseczkę sobie, a później dziecku. Zmęczona mama niewiele może zdziałać – dla dziecka, dla męża, dla siebie i dla świata. O tym staram się pamiętać. Macierzyństwo jest też dla mnie wyzwaniem duchowym – żeby wychować tych ludzi, których dał mi Pan Bóg. A najpiękniejsze w byciu mamą wielodzietną są te momenty, kiedy wszystkie dzieci siedzą przy stole i to najmniejsze, które jest niewinne i jeszcze nam nie odpyskowało (śmiech), tak szczerze się cieszy, klaszcze. Ta autentyczna radość udziela się nam wszystkim. Uwielbiam też te chwile w przyrodzie – wtedy po prostu jesteśmy rodziną. Dziękuję za rozmowę! Czy wśród was też są mamy wielodzietne? Jeśli tak – jakie macie doświadczenia w macierzyństwie i społeczeństwie? Jestem ogromnie ciekawa, czy blisko wam do historii naszych bohaterek.